niedziela, 22 lutego 2015

Polska - Warszawa - Bistro de Paris Michel Moran

Walentynki spędziliśmy oczywiście we dwoje, dlatego uznałem, że są one świetną okazją do odwiedzenia Bistro de Paris Michela Morana w Warszawie. Nie jest to bynajmniej wybór przypadkowy. Zachęcony pozytywnymi opiniami oraz tym, że jest to restauracja osoby, którą cenimy (pan Michel Moran jest m.in. jurorem Master Chefa), dokonałem rezerwacji u pani Moniki Lejmanowicz na walentynkowy wieczór na godzinę 20:00, zaznaczając, że jest to kolacja zaręczynowa – niespodzianka dla mojej drugiej połówki. Klasa obsługi i jej zaangażowanie już przy samym etapie rezerwacji zasługują na wyróżnienie (stąd też pewnie 3 komplety sztućców w czerwonym Przewodniku Michelin Main Cities of Europe 2014). Chęć pomocy przy organizacji wieczoru zaręczynowego przez Bistro, rewelacyjny kontakt i doskonałe dogranie szczegółów sprawiły, że przestałem martwić się o to, iż coś w tym dniu może się nie udać. Zanim przejdziemy do relacji dotyczącej dań, chcemy zwrócić uwagę na postać pana Michela Morana, który zaskoczył nas tym, iż okazał się człowiekiem orkiestrą. Witał, żegnał, zagadywał gości, pomagał kelnerom, gotował – był w swoim żywiole. Najważniejsze jednak było to, że widać było, iż sprawiało mu to wszystko przyjemność, to on był dla gości a nie odwrotnie. Również pani Monika Lejmanowicz zasługuje na szczególne wyróżnienie, ponieważ z zaangażowaniem dbała o wspaniałą atmosferę w restauracji i podsycała nastrój tajemniczości (za co jej dziękuję). Nie możemy również pominąć pracy obsługujących nas kelnerów, którzy byli bezbłędni, ale jakże mogliby być inni w tak pięknym miejscu o nowoczesnym acz zrównoważonym stylu. Jednym minusem naszego stolika, który określamy jako najlepiej zlokalizowany w restauracji, było rozproszone, żółte światło (zaaferowany wydarzeniem, zapomniałem o balansie bieli!), które odbiło się na jakości zdjęć, choć z drugiej strony idealnie wpasowywało się w klimat miejsca – zapraszamy do relacji.

Aperitif
Wino białe: Gewurztraminer Reserve ’12, kraj: Francja, region: Alzacja, producent: Cave Vinicole Kientzheim-Kaysersberg, pojemność: 75 cl, zawartość alkoholu: 13,5%, temperatura serwowania: 10C, szczep: gewürztraminer, cena: 158 zł.


Ona: Delikatne, słodkie wino, które pasowało do zaserwowanych nam potraw.
On: Słodkie wino z wyczuwalnym aromatem mango i liczi. Z jednej strony mocno podkreślające smak potraw, z drugiej delikatne i gładkie.
Czekadełko
Bułeczka z oliwką.


Ona i on: Delikatna, chrupiąca bułeczka o wyraźnym, oliwkowym smaku, smaczny element wypełniający :)
Przystawka nr 1
Truflowy crème brûlée z czarną truflą Melanosporum.


Ona i on: Danie – miniaturka, którego truflowy aromat był niczym najpiękniejsze perfumy. Świetna, zwarta choć delikatna konsystencja kremu w połączeniu z wytrawnym, chrupiącym dodatkiem były genialnym wstępem do kulinarnej uczty.
Przystawka nr 2
Wędzona polędwica ze świeżego tuńczyka, emulsja z zielonego groszku z oliwą waniliową.


Ona i on: W tej potrawie urzekły nas kolory. Niestety fotografia nie oddaje wspaniałej czerwieni tuńczyka, skontrastowanej z seledynem groszku i bielą rzepy. Ryba była soczysta, lekko podwędzona, dzięki czemu zachowała strukturę tatara, choć nie czuć w niej było surowizny. Aksamitny krem miał bardzo skoncentrowany, groszkowy smak i uzupełniał całość dania. Charakteru dodawał także cieniutki plaster rzodkiewki.
Przystawka nr 3
Tradycyjna terrina foie gras podana z "chutney" z gorzkiej pomarańczy.


Ona i on: Odpowiadała nam konsystencja terriny, ponieważ była bardzo zwarta i dopiero w zetknięciu z ustami, foie gras przyjemnie rozpływało się, pozostawiając delikatny posmak aksamitnego pasztetu z wątróbek na języku. Uzupełniał go słodki, pomarańczowy chutney, który dzięki swoim słodko-gorzkim akcentom nadawał nową definicję pasztetowi strasburskiemu.
Przystawka nr 4
Małża św. Jakuba z Bretanii i jarmuż z delikatnym sosem z szampana i owoców passion fruit.

Ona i on: Dobrze, że na talerzu znalazło się miejsce tylko dla jednego przegrzebka. Obawiamy się, iż moglibyśmy zjeść ich nieskończoną ilość, jeśli byłyby one okraszone tym pachnącym szampanem sosem. Delikatne, bajecznie soczyste mięso, pokreślone goryczką jarmużu – doskonałość.
Danie główne (rybne) nr 1
Filet śródziemnomorskiego rascasse z topinamburem, żółtym patisonem i sosem „Genevoise”.

Ona i on: Choć skrzydlicę wolimy oglądać w oceanarium, kiedy ozdabia swoim urokiem morską toń, to nie można jej odmówić smaku godnego jej wyglądu. Miękka, lekko słona, wilgotna. Aksamitny, winny sos genewski uzupełniał jej smak, a topinambur, zamykał całość dania swoim korzennym aromatem i nienachalnym pietruszkowo-słodkawym smakiem. Chrupiąca konsystencja patisona dobrze kontrastowała z delikatną rybą i musem z topinamburu.
Czekadełko oczyszczające kubki smakowe
Granita z aromatem czerwonej róży.


Ona i on: Słodkie, zimne, pachnące różą maleństwo, które oczyszczało kubki smakowe. Choć na zewnątrz zimowa aura mocno dawała się we znaki, to z przyjemnością zjedliśmy ten odświeżający sorbet.
Danie główne (mięsne) nr 2
Medalion z polędwicy cielęcej z pieczoną langustynką i wyszukanymi warzywami.


Ona i on: Jaką przyjemność potrafi sprawić kawałek świetnie przyrządzonego mięsa, które zachwyca miękkością i maślanym aromatem. Chapeau bas dla kucharza. Langustynka była ciekawym dodatkiem, choć myślimy, że do całości dania więcej wnosiły chrupiące, młode wyszukane warzywa. Zaskoczył nas fioletowy violet, który miał fenomenalny kolor i balansował smakiem między klasycznym ziemniakiem a batatem z nutką wytrawności.
Deser
Ciastko czekoladowe na biszkopcie sacher wraz nougatinem ze słonecznika.


Ona i on: Ciężkie, wilgotne, mocno czekoladowe ciastko to poezja dla amatorów czekolady. Kochamy takie prawdziwie deserowe przysmaki, które są idealnym zwieńczeniem znakomitej kolacji. Pestki granatu dodawały czekoladowej ambrozji lekkości.
Petit fours (znane jako mignardises)

Ona i on: Choć mignardises widoczne na fotografii były niewielkie, to mieliśmy problem z ich zjedzeniem, ponieważ byliśmy pełni po kolacji. Nie mogliśmy sobie jednak odmówić wmuszenia w siebie tych słodkich kąsków, bo nie dość, że wyglądały i pachniały wspaniale, to były one przemiłym dodatkiem do pełnego wrażeń wieczoru.
Wieczór w Bistro de Paris Michela Morana był dla nas szczególnie wyjątkowy. Wiąże się on z wejściem w nowy etap naszego życia, dlatego cieszymy się, że ważne dla nas chwile mogliśmy spędzić w miejscu gdzie potraktowano nas z ogromną życzliwością i szacunkiem. Potrawy, które tam jedliśmy, były znakomite. Nie potrafimy wyróżnić ulubionych dań, ponieważ każde z nich miało w sobie coś wyjątkowego. Mimo, że bliższy jest nam Kraków, to będziemy wracać do Warszawy po to, by na nowo poczuć atmosferę tej restauracji i zasmakować dań w mistrzowskim wykonaniu, w których liczyła się nie tylko precyzja wykonania ale i serce.

4 komentarze:

  1. Żółte światło nie przeszkadza przy zdjęciach, jak się dobrze balans bieli dobierze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się :) zaaferowany wydarzeniem najwidoczniej nie zwróciłem na to uwagi :) poza tym w tym przypadku lepiej skupić się na przeżyciach kulinarnych i wybrać automatyczne robienie zdjęć - myślimy, że oddają to co oddawać powinny ;)
      Pozdrawiamy

      Usuń
    2. Wobec oświadczyn, w mojej opinii, nawet wrażenia kulinarne odchodzą na bok - gratuluję ,przy okazji! :)

      Usuń
  2. Wygląda, smacznie :) lecz same smaki nie wystarczą gdy dobrego marketingu i dobrej promocji brak co niestety jest bolączką większoś ci restauracji. Trzymajcie się bardzo fajna recenzja!

    OdpowiedzUsuń