W okolicy przejścia podziemnego łączącego Watykan z Rzymem, w którym królują wszechobecne torebki Dolce&Gabbana i Louis Vuitton rodem z Chin, znajduje się Il Piccolo. Jest to pizzeria przy Via delle Fornaci 22, która stała się naszym kolejnym kulinarnym celem.
W tym tłocznym miejscu pełnym Japończyków w maskach przeciwpyłowych, Rosjan wydających ostatnie ruble na znienawidzony Zachód ale i Włochów, którzy zajadali się z rozkoszą, w końcu natrafiliśmy na obsługę znającą język angielski. Lasagna, którą chcieliśmy zamówić około godziny 14.00 była już niedostępna. Oho! Pytanie, czy była aż tak dobra, że zniknęła z prędkością światła, czy rzeczywiście TripAdvisor oraz Yelp miały rację oceniając Il Piccolo na 2 z 5 gwiazdek. Ostatecznie wybraliśmy pizzę z czterema serami. Tak, kochamy sery. Tzn. ja – Ona woli sery z przedrostkiem „de”, po których narzeka na swoje kurczące się ubrania :). Wracając do tematu - czas oczekiwania na dania był krótki. Pizze były poprawne, cienkie, dobrze przyprawione. Mankamentem było lekko przypalone ciasto. Ponadto ciężko było dostrzec granice smaku między serami – Ona porównała pizze z błyskawicznym tostem domowej produkcji, w którym nie liczy się smak a ilość płynnego, ciągnącego się sera. Nic szczególnego, typowy zapychacz. Z kilkunastu deserów, dopiero za czwartym razem trafiliśmy w ten, który był dostępny. Zaufaliśmy wychwalającej go kelnerce i... mocno się rozczarowaliśmy. Ciastko okazało się paskudnym, cytrynowym budyniem z kawałkami twardych biszkoptów. Tiramisu, które zamówiła Ona, wyglądało wspaniale. Kultura wymaga, byśmy poprzestali na tak skromnym opisie deseru, którego nazwa odwołuje się do „ciągnięcia w górę”, ale wrodzona przekora nie pozwala nam na przemilczenie faktu, iż był to najbardziej „ciągnący w dół smakołyk” jaki dane nam było kiedykolwiek spróbować. Ona spodziewała się lekkiego jak chmurka cymesu, a dostała twardą, kruszącą się, paskudną w smaku bezę z twardą margarynową masą w środku. Istna ohyda. Nie można było tego nawet nazwać namiastką tiramisu. Nasze smakowe żądze znów nie zostały zaspokojone. Szkoda, że działo się to w kraju słynącym ze wspaniałej kuchni. Jedyne czego nie można odmówić Il Piccolo to tego, że wyszliśmy z niej najedzeni, niestety musiało to być wyjście w kierunku lodziarni.
W tym tłocznym miejscu pełnym Japończyków w maskach przeciwpyłowych, Rosjan wydających ostatnie ruble na znienawidzony Zachód ale i Włochów, którzy zajadali się z rozkoszą, w końcu natrafiliśmy na obsługę znającą język angielski. Lasagna, którą chcieliśmy zamówić około godziny 14.00 była już niedostępna. Oho! Pytanie, czy była aż tak dobra, że zniknęła z prędkością światła, czy rzeczywiście TripAdvisor oraz Yelp miały rację oceniając Il Piccolo na 2 z 5 gwiazdek. Ostatecznie wybraliśmy pizzę z czterema serami. Tak, kochamy sery. Tzn. ja – Ona woli sery z przedrostkiem „de”, po których narzeka na swoje kurczące się ubrania :). Wracając do tematu - czas oczekiwania na dania był krótki. Pizze były poprawne, cienkie, dobrze przyprawione. Mankamentem było lekko przypalone ciasto. Ponadto ciężko było dostrzec granice smaku między serami – Ona porównała pizze z błyskawicznym tostem domowej produkcji, w którym nie liczy się smak a ilość płynnego, ciągnącego się sera. Nic szczególnego, typowy zapychacz. Z kilkunastu deserów, dopiero za czwartym razem trafiliśmy w ten, który był dostępny. Zaufaliśmy wychwalającej go kelnerce i... mocno się rozczarowaliśmy. Ciastko okazało się paskudnym, cytrynowym budyniem z kawałkami twardych biszkoptów. Tiramisu, które zamówiła Ona, wyglądało wspaniale. Kultura wymaga, byśmy poprzestali na tak skromnym opisie deseru, którego nazwa odwołuje się do „ciągnięcia w górę”, ale wrodzona przekora nie pozwala nam na przemilczenie faktu, iż był to najbardziej „ciągnący w dół smakołyk” jaki dane nam było kiedykolwiek spróbować. Ona spodziewała się lekkiego jak chmurka cymesu, a dostała twardą, kruszącą się, paskudną w smaku bezę z twardą margarynową masą w środku. Istna ohyda. Nie można było tego nawet nazwać namiastką tiramisu. Nasze smakowe żądze znów nie zostały zaspokojone. Szkoda, że działo się to w kraju słynącym ze wspaniałej kuchni. Jedyne czego nie można odmówić Il Piccolo to tego, że wyszliśmy z niej najedzeni, niestety musiało to być wyjście w kierunku lodziarni.
Ja zawsze oceniając knajpę włoską zamawiam Tiramisu' - to mój wyznacznik jakości. Kilka razy było niezjadliwe! Pizza wygląda apetycznie. Panu polecam pobiegac o poranku zamiast rezygnować z pyszności jakie oferują Włochy:)
OdpowiedzUsuńTo było najgorsze tiramisu jakie kiedykolwiek jedliśmy. Gdybyśmy wcześniej nie znali poprawnej wersji tego deseru, to pewnie zrazilibyśmy się do niego na dobre. Pizza była smaczna, ale nie wyróżniała się niczym szczególnym. Jednak lepiej można zjeść w małych, nieturystycznych miejscowościach - w Rzymie ciężko nam było trafić na dobrą, losowo wybraną restaurację. Nie przejmuję się zbytnio zważaniem na kalorie, moja Połowa robi to za nas dwoje:) Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńPouczający wpis. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękujemy! Staramy się, żeby wpisy służyły czytelnikom, nawet w najmniejszym stopniu; żeby każdy z czytających mógł coś z nich wynieść dla siebie :)
Usuń