poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Polska - Kraków - Nine Kitchen

Nine Kitchen (Kraków, ul. Miodowa 9) to restauracja, której założeniem jest łączenie kuchni azjatyckiej z europejską. Niewielka knajpka znajdująca się na krakowskim Kazimierzu, nie wyróżnia się wizualnie niczym szczególnym z natłoku lokali gastronomicznych, mieszczących się w turystycznym centrum Krakowa. Zwróciliśmy uwagę na to miejsce, ponieważ brało ono udział w festiwalu Apetyt na miasto (apetytnamiasto.pl). Jest to impreza kulinarna, mająca na celu propagowanie kultury jedzenia w restauracjach. W cenie 39zł od osoby można zjeść przystawkę, danie główne i deser w wybranej przez siebie restauracji. Zdecydowaliśmy się na odrobinę orientu, czy słusznie – o tym później. Tym razem odeszliśmy od konwencji jedzenia we dwoje, na rzecz delektowania się we czworo.

Naszą kulinarną przygodę z Nine Kitchen rozpoczęliśmy od pikantnego kremu z marchwi. Zupa była gęsta, pięknie podana i przyciągająca apetycznym zapachem. Wyczuwalne były w niej nuty mleka kokosowego, które genialnie komponowały się ze słodko-słono-ostrym smakiem kremu. Niech nie zwiedzie się ten, kto liczy na nudny posmak marchewki. Danie było tak zbalansowane i świetnie przyprawione, że trudno było w nim wyczuć nuty przysmaku królika. Krem był naprawdę ostry, kobieca część naszego towarzystwa zajadała się nim z absolutną przyjemnością, ale męska ekipa uważała, iż poziom dopuszczalnej pikanterii został znacząco przekroczony. Danie główne składało się z 6 futomaków z łososiem, 6 futomaków z surimi oraz 6 hosomaków z ogórkiem. Japońskie zawijasy były dobrze wykonane, okalające je nori nie było gumiaste, miało bardzo dobrą strukturę. Mieliśmy dylemat, ponieważ trudno było nam wybrać najlepsze kąski sushi, smaki były na tyle zróżnicowane i tak dobrze dobrane, że zjedliśmy wszystko z apetytem. Porcja składająca się z 18 kawałków zaspokoiłaby niejednego głodomora, mieliśmy problem z opróżnieniem naszych talerzy do końca.

Zgodnie z menu podanym na stronie festiwalu Apetyt na miasto, na deser mieliśmy dostać lody sezamowe. Zaproponowano nam jednak zamiast nich sernik z zielonej herbaty. Co można o nim powiedzieć? Był zwyczajny, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Smaczny, słodki ale bez polotu. W ogóle nie było w nim czuć zielonej herbaty, zastanawialiśmy się jaki był jej udział w deserze oprócz bycia częścią jego nazwy. Brzegi sernika były zbyt mocno przypieczone, przez co miały gorzkawy posmak. Uważamy, że był to najsłabszy punkt naszych zmagań kulinarnych. Co zasługuje na pochwałę? Rewelacyjna zupa, dobre sushi, przystępne ceny i... Coca-Cola, Sprite i mrożona herbata w szklanych butelkach. Być może to złudne wrażenie, ale zawsze uważaliśmy, że napoje serwowane w szkle smakują po prostu lepiej.

Co nam się nie podobało? Weszliśmy do restauracji, zajęliśmy stolik, zostaliśmy zapytani, czy przyszliśmy z Apetytu na miasto, odparliśmy, że tak i na tym się skończyło. Nie musieliśmy podawać kodu, nazwiska albo numeru telefonu w celu weryfikacji. Być może byliśmy jedynymi klientami z festiwalu o tej godzinie, ale uważamy, że warto zadbać o kwestie formalne. Obsługa restauracji była miła, ale zarówno w przypadku zupy, dania głównego jak i deseru, kelnerka rozpoczynała podawanie dań od mężczyzny, czym czuł się zażenowany, a dla nas było to sporym nietaktem. Jesteśmy w tej kwestii tradycjonalistami i uważamy, że kelnerzy powinni zachowywać jakieś standardy.

Warto zaglądnąć na ul.Miodową 9, by spróbować smaków oferowanych przez Nine Kitchen. Śmiało możemy polecić to miejsce na sympatyczny popołudniowy obiad i niezobowiązującą kolację w miłym towarzystwie. Jedzenie było przyzwoite, składniki dobrej jakości, a lokalizacja w tej gwarnej, żydowskiej dzielnicy zachęca do małego przystanku na pyszne "co nieco" po przyjemnym spacerze wąskimi ulicami Kazimierza.


1 komentarz:

  1. Dzieki za recenzje, ta zupa wyglada swietnie pojdziemy na nia!

    OdpowiedzUsuń