niedziela, 21 grudnia 2014

Polska - Kraków - Wierzynek

2010 rok to niekorzystny czas dla krakowskiej restauracji Wierzynek (Rynek Główny 15). To właśnie wtedy ta najsłynniejsza restauracja w Krakowie została pominięta w legendarnym Czerwonym Przewodniku Michelin „Main Cities of Europe 2010” i w mgnieniu oka straciła 4 komplety sztućców, którymi się szczyciła. Pojawiły się wtedy głosy m.in. Pani Ewy Wachowicz, że pomimo tego co się stało, Wierzynek pozostanie marką, która się nie zatrze. Większość krytyków kulinarnych uważała, że restauracja zasłużyła na utratę wyróżnienia przez zbyt wysokie ceny i spadającą jakość obsługi. W jeden z grudniowych wieczorów postanowiliśmy sprawdzić czy magia tego miejsca nadal czerpie z tradycji sięgającej 1364 r., kiedy to Mikołaj Wierzynek wydał ucztę dla wielu królów i książąt (m.in. Kazimierza Wielkiego) i czy Wierzynek nadal można kochać, tak jak robi to prof. Tadeusiewicz. Naszą recenzję postanowiliśmy podzielić na dwie części. Jedna dotyczy wystroju i jedzenia a druga obsługi.

Swoją podróż w stronę tradycyjnej polskiej kuchni, poprzedzoną aperitifem w postaci soku pomarańczowego (200 ml, 10 zł), rozpoczęłam w Wierzynku od barszczu czerwonego z kołdunami jagnięcymi (26 zł). Barszcz był esencjonalny, klarowny, słodki. Nie jestem zwolenniczką tak słodkiego barszczu, ale w połączeniu z doskonałymi kołdunami, tworzył on harmonijną całość. Kołduny były jędrne, idealnie ugotowane, słone, ze świetnie przyrządzoną, soczystą jagnięciną – perfekcyjne w każdym calu. Jako danie główne zaserwowano mi pierś kaczki z sosem agrestowym i ziemniakami gratin, podaną z faszerowanym kwiatem cukinii (90 zł). Mięso było miękkie i delikatne, wręcz rozpływało się w ustach. Genialnie współgrało z aromatycznym sosem. Dodatek w postaci ziemniaków gratin był bajecznie smaczny, przypieczony wierzch ziemniaczanej zapiekanki skrywał cudowne, muślinowe wnętrze. Kwiat cukinii miał delikatny środek, przypominający lekki twarożek z ziołami. Kompozycję dania uzupełniał chips z cukinii. Na talerzu nie było miejsca na przypadkowość, smak był wyważony i harmonijny, a sposób podania dania głównego zapierał dech w piersiach. Szczerze polecam tę wyrafinowaną potrawę. Czymże byłaby wspaniała kolacja, zjedzona w doskonałym towarzystwie bez zwieńczającego ją deseru? Miałam przyjemność delektować się torcikiem z malinami i białą czekoladą (16 zł). Trudno mi opisać ten deser. Ograniczę się jedynie do tego, że zasługuje on na miano istnej poezji. Jego czekoladowe wnętrze otoczone było dobrze ubitą masą, którą podkreślał malinowy sos. Świetnym dodatkiem do torciku były zanurzone w nim chrupiące cząstki, które rewelacyjnie przełamywały jego konsystencję. Kiedy po rewelacyjnej kolacji mogłam siedzieć w oknie historycznego Wierzynka z widokiem na Rynek Główny i rozkoszować się kawą Latte (12 zł), nawet zimna mżawka na zewnątrz wydała mi się mniej nieprzyjazna niż zwykle. Niesamowite wnętrze Komnaty Wyobraźni pełnej surrealistycznych obrazów Tomasza Sętowskiego, w której rozgościłam się z ukochanym, nie tylko dodawało waloru całej kolacji, ale razem z przygrywającymi delikatnie kolędami, budowało iście królewsko-świąteczny nastrój.

Podobnie jak moja druga połówka kolację w Wierzynku rozpocząłem od aperitifu w postaci soku pomarańczowego, firmy Cappy – bez komentarza. Następnie moje podniebienie miało ugościć żur gotowany na wędzonym boczku i gęsiej kiełbasie z jajkiem przepiórczym (24 zł). Był to typowy kwaskowy, gęsty żurek, w którym z łatwością wyczuć można było akcenty wędzonego boczku. Gęsia kiełbasa pokrojona w identycznej wielkości walce, okazała się być jedynym składnikiem (który trudno było przeżuć) zatopionym w dość tłustym żurze. W zupie zabrakło jajka przepiórczego. Nazwa dania jak i jego typ (żur) sugerowały, że w zupie owe jajko znaleźć się powinno. Na szczęście o moim początkowym, delikatnym rozczarowaniu szybko zapomniałem. Wyrafinowany comber z sarny i przepiórki z sosem na Soplicy porzeczkowej, podany z konfiturą z gruszki i musem z selera (115 zł) to danie główne z wyższej półki. Wielość smaków na talerzu w żaden sposób nie kolidowała z książętami tego wieczoru – sarną i przepiórką. Delikatny mus z selera w połączeniu z bardzo słodką konfiturą z gruszki, tworzyły z sarny i przepiórki danie iście królewskie. Ponadto dzięki porzeczce i chipsowi z buraka smaki kołysały się pomiędzy nutką i nutą goryczy, zeskakując z tej huśtawki doznań prosto w objęcia Soplicy porzeczkowej, która podkreślała doskonałość sarniny i przepiórki. Ucztę wieńczył także deser - kompozycja pięciu pralin przygotowana przez Szefa Cukierni (19 zł) oraz gorąca czekolada z przyprawami korzennymi (14 zł). Zestawienie idealne dla smakoszy czekolady, do których ja się zaliczam. Czekolada powstała w manufakturze czekolady restauracji, gdzie cukiernicy Wierzynka własnoręcznie tworzą, wg dawnych receptur, osobliwe smakołyki. Gęsta, gorąca czekolada o niebiańskiej konsystencji (nie wodnista, bez grudek, bez wyczuwalnych ziarenek przypraw) wraz z pralinami (do których produkcji użyto wysokiej jakości kakao) to nie tylko pyszny zapychacz ale także, moim zdaniem, jeden z lepszych deserów na romantyczny wieczór. Końcówkę naszego wieczoru uzupełniła herbata z rumem i domowej roboty konfiturą z róży (14 zł). Na szczególne wyróżnienie zasługuje delikatność konfitury, jej przyjemna konsystencja i rozpływające się w ustach płatki róż. Będąc w restauracji, zawsze dużą uwagę zwracam na zastawę. Dania w Wierzynku podane były na przepięknych, sygnowanych talerzach, na które patrzyło się z przyjemnością. Wpasowywały się one w wygląd i charakter tego historycznego miejsca. Troszkę przewrotnie – bo na samym końcu mojej kulinarnej recenzji napiszę o czekadełku, które pojawiło się przecież jako pierwsze, zaraz po zaserwowaniu nam napoju. Otrzymaliśmy dwa rodzaje chleba i masło (zwykłe i czosnkowe). Uważam, że brakowało tej przekąsce charakteru. Nie zaostrzyła ona mojego apetytu, była po prostu aż nazbyt zwyczajna i nijak nie pasująca do specyfiki tej restauracji. Na szczęście to co nastąpiło po tym wstępnym, niezbyt udanym poczęstunku nas oczarowało.

Czas na osobną, niestety mniej pochlebną część recenzji. Idąc do wyjątkowej restauracji, liczyliśmy na dobrą obsługę. Zawiedliśmy się. Powitała nas uprzejma dama w dworskim stroju, która zaprowadziła nas na I piętro restauracji. Tam minęliśmy kelnerów, z których tylko jeden nas powitał – drugi odszedł gdzieś bez słowa. Był to pierwszy zgrzyt. Zostaliśmy zaprowadzeni do stolika, po chwili zapomnieliśmy o pierwszym, niezbyt miłym wrażeniu, próbując czekadełek i napawając się pięknym wystrojem wnętrza. Kiedy otrzymaliśmy zupy, pan kelner nie poinformował nas o tym jak nazywają się dania i z czego się składają – kolejny, drobny minus. Dopiero drugi kelner podając nam dania główne, wyjaśnił z jakimi potrawami mamy do czynienia. Czas usuwania zużytych naczyń ze stolika mógłby być krótszy, ale z drugiej strony podobał nam się brak ciągłej obecności obsługi w sali restauracyjnej oraz jej nienachalność. Problematyczne jednak było to, iż kiedy próbowaliśmy złapać kontakt wzrokowy z przechodzącymi kelnerami, by któryś z nich podszedł do naszego stolika, spotykaliśmy się z obojętnością i brakiem reakcji z ich strony. Pomijając te drobne niedociągnięcia, właściwie wyszlibyśmy z Wierzynka ukontentowani, gdyby nie sytuacja jaką zastaliśmy przy wyjściu z restauracji. Kiedy ubieraliśmy się w stroje wierzchnie, dwie panie w strojach dworskich wraz z panem kelnerem, obgadywali w najlepsze jakiegoś poprzedniego gościa. Nie wnikamy w to, czy faktycznie zasłużył on na takie potraktowanie, ale już sama głośna, niegrzeczna rozmowa obsługi, niezwracającej na nas uwagi, była absolutnie nie na miejscu. Plotki na temat gościa restauracji, wypowiadane bez ściszenia tonu głosu, były dla nas po prostu żenujące. Z czymś takim nie spotkaliśmy się nigdzie – nawet w trzeciorzędnych lokalach, a przecież byliśmy w miejscu, które powinno zachwycać gościnnością i wysoką jakością obsługi. Pozostawiło to na nas bardzo nieprzyjemne wrażenie i zamiast wyjść z Wierzynka z uśmiechem na ustach, wróciliśmy do domu zniechęceni, zadając sobie w duchu pytanie: ciekawe co o nas mówiono za naszymi plecami. Nieprędko wrócimy do Wierzynka zawiedzeni jakością obsługi, jednak pod względem wystroju i jakości potraw restauracja podbiła nasze serca.














0 komentarze:

Prześlij komentarz