czwartek, 26 marca 2015

Polska - Kraków - Trzy kroki w szaleństwo

O restauracji Trzy kroki w szaleństwo (Kraków, ul. Lubicz 28) dowiedzieliśmy się przypadkiem, wpisując w wyszukiwarce frazę: najlepsze desery w Krakowie. Postanowiliśmy stanąć na wysokości zadania i przetestować wszystkie słodkości oferowane przez to miejsce, aby móc sprawdzić, czy faktycznie są one znakomite. Do naszego zadania podeszliśmy z uśmiechem, bo w końcu któż z nas nie marzył choćby przez chwilę o bezkarnym objadaniu się deserami? Z przyjemnością zapomnieliśmy o kaloriach i daliśmy się ponieść naszemu łakomstwu. Zapraszamy do pełnej relacji:

Deser nr 1
Tarta cytrynowa z sorbetem z bazylii (20 zł).

On: Doskonały, elegancki i niezwykle pyszny przy tym deser. Delikatnie cytrynowa, a zarazem delikatnie słodka tarta podana z kawałkami owoców (kiwi, pomarańczy, karamboli i miechunki jadalnej), posypana kawiorem z blue curacao, strunami karmelu zakotwiczonymi w chrupiąco-zbitej kulce karmelu oraz z sorbetem z bazylii to uczta dla oczu i podniebienia. Tarta cytrynowa to banalne ciasto, w tym przypadku to orzeźwiający deser, którego baza konsumowana razem z poszczególnymi owocami nadawały mu iście indywidualnego charakteru.
Deser nr 2
Mus z belgijskiej gorzkiej czekolady aromatyzowany pomarańczą, imbirem, piri-piri i wanilią z Madagaskaru serwowany z kokosowym Rafaello z białej czekolady i orzeźwiającą galaretką z Red Bulla (25 zł).


Ona i on: Urzekający wygląd deseru to nic w porównaniu z jego oszałamiającą, czekoladową wonią. Gęsty, intensywnie czekoladowy mus, którego smak został subtelnie podkreślony pikantną nutą, niezostawiającą na języku ostrego posmaku – dla nas ideał. Bardzo podobał nam się sposób podania deseru. Czekoladowe wnętrze zamknięte było w dużym, kruchym, apetycznym kominie, otoczonym kulkami kawioru, zrobionymi między innymi z blue curacao. Wśród prześlicznych, kawiorowych kuleczek położone było małe, nierówne, kokosowe Rafaello. Wyglądało niepozornie, ale jego smak sprawiał, iż przez moment zapominało się o wszystkim, nie zwracało uwagi na otaczającą rzeczywistość, rozkoszując się smakiem białej czekolady, okraszonej kokosem, „z migdałowym sercem” niczym z reklamy tych znanych słodkości. Najsłabszym punktem była wg nas galaretka z Red Bulla – orzeźwiająca, ale mocno kontrastowała swoją przeciętnością z resztą deseru. Grzechem byłoby nie wspomnieć o dekoracyjnych włosach z karmelu. Zaskoczyło nas to, iż przez cały czas zachowywały chrupkość. Nawet w ustach nie zbijały się w klejącą, karmelową masę, a były kruche i przyjemne. Dodatkiem do deseru były owoce miechunki jadalnej i karamboli, które harmonijnie łączyły się z czekoladą. Rozmiar deseru stanowił dla nas nie lada wyzwanie (Ona: rozkoszowałam się nim naprawdę długo, nie mogąc już pod koniec wcisnąć w siebie resztek tej ambrozji). Nie jest to dla nas wada, bo lubimy, kiedy potrawy są serwowane z sercem a nie z zachowaniem niezbędnego minimum.
Deser nr 3
Jaśminowy crème brûlée z sorbetem z marakui (20 zł).


On: W miarę poprawny technicznie crème brûlée (zbyt mało napowietrzony, zbliżający się konsystencją do budyniu) wygrywa smakiem (zwłaszcza tym, że nie był przesadnie mdły, jajeczny i nijaki) z innymi, których do tej pory kosztowałem. Pierwsze skrzypce odegrała idealnie skarmelizowana skorupka, która była bardzo chrupiąca. Miała ona przesadną grubość, ale uznajmy, że był to zabieg zamierzony. Według mnie idealnie kontrastowała typową jajeczność kremu z jaśminowym posmakiem.
Deser nr 4
Czekoladowy fondant aromatyzowany whiskey wypełniony gorącą czekoladą z lodami kokosowymi i sosem toffi (25 zł) z dodatkiem dwudziestoczterokaratowego złota (30 zł).


Ona: Fondanta zostawiłam sobie na koniec, ponieważ liczyłam na to, że będzie on najmocniejszym punktem deserowego wieczoru. Okraszone złotem ciastko wyglądało wprost bajecznie, nie można było mu się oprzeć. Niestety po przekrojeniu go widelcem, środek fondanta był jedynie wilgotny, zabrakło w nim cudownej, rozpływającej się, gęstej czekolady. Muszę przyznać, że w stosunku do tego deseru mam mieszane odczucia, ciastko było smaczne, ale zabrakło mu charakteru. Nie zniewalało kakaowym zapachem jak mus, którym wcześniej się raczyłam. Mocną stroną fondanta był dodatek znakomitych, lekkich jak chmurka lodów kokosowych o zbalansowanym, lekko słodkim smaku i rewelacyjnego sosu toffi. Niestety samego ciastka, którego smak powinien grać pierwsze skrzypce, pochwalić nie mogę.
Aperitywy, wnętrzne
Kawa Latte, czarna herbata, widok na salę z naszego stolika.


Co możemy powiedzieć o naszej słodkiej uczcie? Desery w restauracji Trzy kroki w szaleństwo były perfekcyjnie dopracowane. Nie spotkaliśmy się do tej pory z miejscem, w którym słodkości byłyby tak pięknie podane – kucharza, który je przygotowywał, z całą pewnością można nazwać artystą. Kiedy zamówiliśmy dwa identyczne musy w różnym czasie, aby nie smakować ich jednocześnie, to detale mające wpływ na wygląd deserów różniły się od siebie, dzięki czemu talerze miały indywidualny charakter. Nietaktem byłoby nie wspomnieć o profesjonalnej obsłudze w restauracji – kelner potrafił kompleksowo opisywać zamawiane przez nas dania i zjawiał się zawsze na czas. Restauracja Trzy kroki w szaleństwo nie jest usytuowana w turystycznym centrum Krakowa, ale warto ją polecać zarówno krakowianom jak i przyjezdnym. Jej lokalizacja świadczy o tym, iż opłaca się przenieść kilka kroków dalej od Rynku, by znaleźć miejsce, w którym nie ma miejsca na bylejakość i przypadkowe „łapanie” głodnych turystów, którzy i tak coś zamówią. To restauracja, w której faktycznie liczy się smak (jeżeli chodzi o desery). Mamy nadzieję, że tak będzie zawsze.

0 komentarze:

Prześlij komentarz