czwartek, 6 listopada 2014

Ukraina - Lwów - Buondi Caffe & No Name Bar

Lwowskie poranki objawiały się u nas wielkim głodem. Ponieważ nie mogliśmy liczyć na zakup popularnych serków, zabijających uporczywe burczenie w brzuchu, musieliśmy poratować się śniadaniem w Buondi Caffe przy ulicy Arsenalskiej 7 (link do Google Maps: www.tnij.org/buondicaffe). Głodni kulinarnych wrażeń (oraz przypływu kalorii), zajęliśmy wygodne miejsca i… sprawiliśmy kłopot kelnerowi, który nie potrafił się z nami porozumieć ani po rosyjsku, ani po angielsku, ani po polsku. Cóż, bywa – pomyśleliśmy. Wybraliśmy śniadanie amerykańskie w karcie, które okazało się być sympatycznie wyglądającymi, choć mikroskopijnymi placuszkami drożdżowymi z dżemem, śmietaną i czekoladą. Były one absolutnie wyborne, ale niewiele większe od monet pięciozłotowych (zdjęcie przekłamuje ich wielkość). Nasze smutne miny rozpogodziły się jednak, kiedy zobaczyliśmy kawę, która przesyłała w naszym kierunku uroczy, czekoladowy uśmiech. Za nasze amerykańskie śniadania, jedną kawę i sok zapłaciliśmy 76 hrywien (wtedy około 34 zł), co było ceną dość wysoką jak na lwowskie standardy.

On nie był zadowolony z naszego porannego posiłku i prędko odnalazł piekarnię z rewelacyjnymi drożdżówkami, natomiast ja miałam ambiwalentne uczucia. Miejsce było przepiękne, jedzenie znakomite i fantastycznie podane, kelner nie był może zbyt profesjonalny, ale za to świetnie wpasowywał się strojem w charakter miejsca. Jedynym minusem było to, że wyszliśmy stamtąd głodni.

Błądzenie po uliczkach Lwowa to przyjemność, ale znużona długim spacerowaniem, zaciągnęłam mojego mężczyznę do restauracji na Volodymyra Korolenka 9 (link do Google Maps: www.tnij.org/nonamebar). Jak opisać to miejsce? Jako niezachęcające ale sterylnie czyste (przynajmniej w części restauracyjnej). Przypominało nam nasze polskie, poczciwe bary mleczne, dlatego idąc tropem pana Macieja Nowaka, który twierdził, że uwielbia bary mleczne, postanowiliśmy niczego innego nie szukać. Naszą uwagę przykuł obiad dnia, który kosztował jedynie 15 hrywien. Wg dzisiejszych przeliczników walut jest to około 4 zł, w 2013 roku dwudaniowy posiłek kosztował nas około 7 zł. Nigdy nie udało nam się trafić na tańszy obiad, dlatego z pewną dozą podejrzliwości oczekiwaliśmy na zamówione potrawy. Zupa była straszna. Dosłownie. Teoretycznie jarzynowa, smakowała tłuszczem, olejem, solą. Zostawała po niej obrzydliwa warstewka na wargach, przypominająca konsystencją krzepnący tłuszcz w rosole. Po doświadczeniach z czymś, co na miano zupy nie zasługiwało (a zjedliśmy do połowy z głodu) otrzymaliśmy drugie danie, składające się z gulaszu i kolorowego makaronu oraz surówek podanych w osobnych salaterkach. Całość wieńczył całkiem dobry kompot. Nic gorszego od zupy nie może nas spotkać – pomyśleliśmy i faktycznie mieliśmy rację. Mięso wieprzowe było przygotowane znakomicie, było miękkie i rozpływające się w ustach. Makaron (choć kupny) ugotowany był wzorcowo, a surówka? Surówka była bardzo dobra. Świeża, jędrna z doskonałym dressingiem. Na moje szczęście On jest typowym mięsożercą, dlatego dostałam dwie porcje tych znakomitych warzyw.

Wyszliśmy z tej restauracji najedzeni, zadowoleni niskimi cenami, ale z kompletnie niezaspokojoną żądzą kulinarnych doznań. Warto zjeść mniej i drożej, ale pieścić swoje podniebienie czymś wyjątkowym, niż decydować się na bylejakość, nawet jeśli jest ona dość poprawna. W końcu zawsze można poratować się drożdżówką, mając w pamięci smaki, dla których warto grzeszyć.
Śniadanie amerykańskie w Buondi Caffe (ul. Arsenalska 7, Lwów)

Obiad (15 hrywien) w No Name barze (ul. Volodymyra Korolenka 9, Lwów)

Obiad (15 hrywien) w No Name barze (ul. Volodymyra Korolenka 9, Lwów)


0 komentarze:

Prześlij komentarz